Czy Steve i Stark mogliby znowu być przyjaciółmi?

Moim zdaniem: Tak. O ile obaj by tego chcieli.
Zakładam, że wszystkie czytające ten „artykuł” osoby znają film „Kapitan Ameryka: Wojna Bohaterów” dlatego odpuszczam sobie streszczenie całej historii od początku do końca. Jednak to nie zmienia faktu, że poniżej znajdują się wybiórcze spoilery, dlatego radze najpierw obejrzeć film.

UWAGA! Poniższy tekst zawiera moje przypuszczenia, więc radzę nie brać tego jako coś, co wystąpiło, albo wystąpi w MCU. 


Zacznijmy od tego, że jak w większości konfliktów, wina leży po obu stronach. Może to się komuś nie podobać, ale ja to tak widzę. Obaj panowie ponoszą odpowiedzialność za rozpad tej relacji. Działali na gorąco, nie przemyśleli tego, co robili, ale teraz… kiedy trochę ochłonęli mogliby dojść do porozumienia. Musieliby tylko szczerze porozmawiać.

Wina Starka: Nieprzyjmowanie do wiadomości, że Bucky był wtedy pod kontrolą Hydry (czyt. tych złych). Sam w sobie nie miał nic do gadania. Nie mógł uciec… nie mógł się sprzeciwić.
Wina Rogersa: Zatajenie prawdy.

Było dobrze Przez dłuższą chwilę było dobrze. Wydawało mi się, że Steve i Tony wezmą razem udział w tej misji, a potem wrócą do domu i będą wspólnie prostować to co, się popsuło. No, ale tak fajnie nie było… Zjawił się Zemo, który wreszcie dorwał się do tego pieprzonego raportu z misji (serio, on sobie to tak wbił w mózg, że ciągle to powtarzał), pokazał nagranie z zabójstwa Starków… i wszystko się posypało.

Młotek i wazon 
Weź do ręki młotek. Stań przed ulubionym wazonem swojej babci. Pięknym. Takim, który wiele znaczy. Nie wolno go niszczyć, wiesz o tym. Ale jednak młotek w Twojej dłoni uderzył w wazon i nieodwracalnie go zniszczył. Czy młotek mógł się sprzeciwić? Mógł powiedzieć „Nie zrobię tego, tak nie można”? Nie. To Ty zniszczyłeś wazon? Czy młotek? Odpowiedź jest oczywista. Ty go zniszczyłeś. Za pomocą młotka.
Myślę, że już zrozumiałeś tę metaforę, ale wyjaśnię. Wazon to życie Starków. Młotek, to Bucky. A Ty jesteś tymi złymi. I już lepiej wytłumaczyć tego nie potrafię.

Tony wie, że Bucky był kontrolowany. Wie przez kogo. Obchodzi go tylko to, że zabił jego rodziców (z naciskiem na mamę). Nie interesuje go, że Bucky był tylko narzędziem w rękach prawdziwych morderców i że nie mógł się przeciwstawić. Wystarczy mu, że to pamięta.
Tony wie o „okolicznościach łagodzących”, ale nie przyjmuje ich do wiadomości. Z pewnych powodów nie bierze ich pod uwagę. Prawdopodobnie po prostu szuka winnego. Winnego, który mógłby przed nim za to odpowiedzieć. Tym gorzej, że Steve o wszystkim wiedział, ale nic mu o tym nie powiedział.

Narzędzie w rękach wroga 
Tony nie chciał słuchać tłumaczeń. Postąpił czysto impulsywnie. Zaatakował. Jego zdaniem w tym momencie jego przyjaźń ze Stevem dobiegła końca. Odebranie Kapitanowi tarczy zrobionej przez Howarda Starka tylko to zapieczętowało.

Dwie strony medalu 
Dlaczego Steve wcześniej nie powiedział Tony’emu jak naprawdę było? Żeby oszczędzić mu cierpienia? Może żeby oszczędzić go sobie? A ja myślę, że jedno i drugie. Steve musiał wiedzieć jak dużo to mogło zniszczyć. Nie tylko między nimi, ale i w drużynie, bo mogłyby się wytworzyć „strony”. Ale czy tak musiało być? Fakt, to że Steve powiedziałby Tony’emu prawdę na spokojnie konflikt, szczególnie tak długotrwały, jest tylko jedną z dwóch możliwych wersji wydarzeń. Stark mógłby się trochę pofochać, później może by to przemyślał, ochłonął i zrozumiał kilka spraw. Oczywiście nic nie zmienia faktu, że ten sposób poznania prawdy byłby znacznie lepszy niż zobaczenie tego na nagraniu sprzed ponad dwudziestu lat (dwudziesty pięciu, sądząc po roczniku premiery).

Steve oczywiście stanął po stronie Bucky’ego. To jest w pełni zrozumiałe. Gdyby się od niego odwrócił, zostawiłby go samego. Czego oczywiście nie mógł zrobić komuś, kto wspierał go w najgorszych chwilach życia. Poza tym ktoś mógłby go użyć jako broni. Znowu.

Teraz pozostaje im tylko przeprowadzenie spokojnej, szczerej rozmowy, bo gdyby to sobie powiedzieli i zrozumieli siebie nawzajem, mogliby znowu zostać przyjaciółmi. Zjednoczyć drużynę.
Oczywiście nie tylko o to tu chodzi. Obaj musieliby spojrzeć na to z perspektywy tego drugiego, ale i zrozumieć swoje własne błędy. Ujrzeć pełny obraz, bo czasami pewne rzeczy lepiej widać z oddali niż z bliska. Może nie byłoby między nimi tak, jak dawniej, bo to wszystko wciąż by w nich siedziało, ale znów byliby zjednoczeni i działaliby razem. Kiedy coś się sypie, później robi się tylko gorzej, ale jeśli w porę zaczniemy to odbudowywać… wystarczyłoby tylko dokładać kolejne cegły. 
Tylko trzeba tego chcieć. Obie strony muszą tego chcieć. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Lista przydatnych aplikacji na Androida, których fabrycznie w moim telefonie nie było.

Trójka moich ulubieńców z MCU

12 etapów drogi bohatera według filmu „Kingsman: Tajne służby”